Z pierwszymi zawodami w górach zawsze wiąże się dreszczyk emocji. To tak na prawdę sprawdzian pokazujący, czy zima została dobrze przepracowana. Edycja Bike Maratonu w Polanicy-Zdrój na dystansie Mega o długości 48 km ma 1200 m przewyższeń, więc śmiało można uznać, że to pierwszy etap górski.
Przewyższenia i taktyka
Prawie połowę przewyższeń było do pokonania już od startu, na 10-kilometrowym podjeździe. Zawody wygrywa się na podjazdach – tak mówi doświadczenie i logika. Dlatego zdecydowałem mocno cisnąć już od początku i właśnie na pierwszej wspinaczce zyskiwać cenne minuty. Założyłem, że ewentualne zmęczenie w drugiej części maratonu nie będzie dużym problemem, bo więcej się wtedy zjeżdża, niż podjeżdża. Problem mogły stanowić tylko techniczne kawałki, które przy zmęczeniu mogą zakończyć się niebezpieczną wywrotką.
Kolejnym elementem mojego pomysłu na jazdę, hucznie nazywanego przeze mnie “taktyką”, było pominięcie ostatniego bufetu. Jedyne, co mogło to zmienić, to brak płynów w bidonach.
Jak ścieżka?
Podjazd ciągnący się przez 10 km był męczący i fizycznie i psychicznie. Trudno było wyprzedzać nie tylko z powodu tłumu innych zawodników, ale też, przez pewien czas, kocich łbów, po których opona ślizgała się. Dzięki temu cała ta ogromna moc, którą generowałem (a jak!!) szła w gwizdek i trzeba było potulnie wrócić do swojego miejsca w wężyku rowerzystów jadących bokiem. Na szczęście po pewnym czasie te gładkie kamienie zniknęły i mogłem wrócić do wyprzedzania :)
Przed przyjazdem obawiałem się, że trasa w 99% będzie wić się szerokimi szutrami. W znacznej części tak faktycznie było, ale trzeba przyznać, że część zjazdów była super-ultra ciekawa. Organizatorzy wycisnęli chyba wszystko co można było z tej okolicy. Jazda po i między głazami na prawdę dawała dużo radości, a czasami sprawiała trudności. Zwłaszcza, że nie były to typowe single, dzięki czemu, jak się spięło poślady i zaryzykowało, dało się wyprzedzić innych. Chociaż dużo osób zapłaciło za to urwaniem przerzutek, czy zdeformowaniem kół.
Wyniki
Wracając do “taktyki” – z dumą stwierdzam, że sprawdziła się. Miałem kryzys po drugim bufecie, kiedy zdecydowanie ciężej mi się kręciło, ale ponieważ do podjechania było wtedy już tylko 5-6 km w poziomie i jakieś 150 m w pionie, to nie straciłem na tym dużo.
Ostatecznie na mecie pojawiłem się po 2 godzinach 41 minutach i 21 sekundach. Współczynnik czasu zwycięzcy do mojego wyniósł 0.743 – lepiej niż w Miękinii! Tym samym utrzymałem się w 3 sektorze startowym.
Na dystansie Giga zwyciężył Michał Ficek z czasem 2:57:38.
Na Mega najlepszy był Gracjan Krzemiński z czasem 1:59:52.
Mini wygrał Mateusz Mucha z czasem 1:01:06.
A jak Wasze wyniki w tym sezonie?