Ten wpis będzie bardzo subiektywny, chyba trochę przydługi, z dużą ilością koszykówki, z najlepszymi jej graczami, ale przede wszystkim o tym, jak powinniśmy w większym stopniu pozwolić sobie być psychopatami i jak to pomaga w sportach wytrzymałościowych. Nawet mi trudno uwierzyć, że da się to wszystko ze sobą połączyć :D
Pomysł na ten post zrodził się u mnie po przeczytaniu tego artykułu: https://www.theplayerstribune.com/kobe-bryant-allen-iverson-obsession-is-natural/. Musicie się z nim zapoznać przed przejściem do następnej części wpisu, żeby dobrze zrozumieć o co mi chodzi.
Inne czasy, inny gracz. Jego Powietrzna Wysokość – Michael Jordan. Najlepszy gracz koszykówki na świecie (tylko, proszę, nie rozpoczynajcie kłótni o to, bo i tak ją przegracie ;) ). Jakiś czas temu przeczytałem jego biografię. I wiem już co było kluczowe dla jego dominacji i wielkości jako zawodnika NBA. Wszystkie tytuły które zdobył, wszystkie niesamowite akcje w ataku i obronie były wynikiem ogromnej ilości ciężkich treningów. To oczywiste, prawda? Ale tym, co napędzało go i dawało siłę do wykonania tej pracy była wielka, obsesyjna wręcz chęć rywalizacji i bycia lepszym, niż wszyscy inni.
Oczywiście, każdy kij ma dwa końce. Jordan znęcał się wręcz nad swoimi kolegami z drużyny. Na jego szacunek trzeba było zasłużyć (prawie) tak samo ciężką pracą, jak i pokazaniem, że na boisku da się z siebie wszystko. Ale w ten sposób Jordan stworzył zespół, który wygrał 6 mistrzostw NBA.
Teraz schodzimy o kilkanaście (kilkadziesiąt?) poziomów niżej, jeżeli chodzi o osiągnięcia, bo będę pisał o sobie ;).
Przenosimy się do Wałbrzycha, Bike Maraton, rok 2015. Najpierw niezbyt długi podjazd. Przy dojeździe na szczyt widzę tłoczących się zawodników. Część z nich schodzi z rowerów i znika za zakrętem. Niezrażony podjeżdżam i z zaciekawieniem sprawdzam co jest powodem tego zamieszania. Zjazd, a po obu jego stronach idący gęsiego rowerzyści sprowadzający rowery. Ja postanawiam zjechać. I wtedy za moimi plecami słyszę zdanie, które miało decydujący wpływ na moją jazdę do końca tego wyścigu: “Nie dasz rady! Tu jest zbyt stromo!”. No to pokazałem mu jak bardzo NIE DAM RADY. Sportowa złość, która we mnie wezbrała spowodowała, że pokazałem też wielu innym osobom tego dnia jak bardzo NIE DAJĘ RADY podczas wyprzedzania ich na zjazdach i podjazdach. Tak, poziom energii zdecydowanie wtedy wzrósł.
Pod koniec tego samego roku zastanawiałem się co ja właściwie chcę zrobić w następnym sezonie rowerowym. Już nie pamiętam gdzie i jak natknąłem się na artykuł o MTB Trilogy, ale po jego przeczytaniu wiedziałem, że to będzie właśnie mój cel na rok 2016.
Etapówka ta miała mieć wszystko: piękne widoki, dużo przewyższeń i, co najważniejsze, mega trudne, techniczne zjazdy. To są rzeczy, za które kocham jazdę na rowerze, więc już to motywowało mnie do treningów. Dodatkowo, miała być to moja pierwsza etapówka. Wiedziałem, że jest to bardzo duże wyzwanie. W głowie słyszałem głos (nie dzwońcie do psychiatryka), który groził mi: “Nie dasz rady!”. I to sprawiło, że zwykła motywacja momentami stawała się obsesją. Nigdy wcześniej tak dużo i tak sumiennie nie trenowałem. W wyniku tego miałem ogromną frajdę podczas MTB Trilogy i osiągnąłem stawiany sobie cel.
Oczywiście, obsesja wiąże się z wieloma niebezpieczeństwami, jak przetrenowanie, czy zaniedbanie najbliższych. Warto wtedy mieć zaufaną osobę – kogoś bliskiego, albo trenera, który zwróci uwagę kiedy się przesadza. Jednak, jak pokazują przykłady największych i, nieskromnie mówiąc, historie z moich zmagań, dzięki temu zyskuje się niesamowitą siłę, która może przełożyć się na wyniki, o których wcześniej nawet nie marzyliście.