Słyszeliście o Singletrack Glancensis? Jest to gorący temat rowerowy na Dolnym Śląsku. W sobotę razem z kumplem, Konradem, wybraliśmy się do Stroni Śląskich na otwarcie “Pętli Rudka” i przejechaliśmy zupełnie inną trasę. Ot, taki “zwrot akcji”, podobno lepszy niż ostatni sezon “Gry o tron”. Jeździliśmy po pętli “Stronie Śląskie”, która tak samo jak Rudka jest częścią polodowcowych, ale nie zlodowaciałych, ścieżek.
Inną opcją na spędzenie soboty miała być jazda po pobliskich Rychlebskich Ścieżkach, więc spodziewajcie się tutaj wielu porównań do tamtejszych tras.
W górę

Zaczynamy od podjazdu przez kilka kilometrów. Ta część jest wspólna dla obu pętli. Przez cały czas jedziemy w lesie i dzięki temu czuć bliski kontakt z przyrodą. Dla mnie to jedna z głównych korzyści jazdy na rowerze, więc od razu pojawia się u mnie banan na twarzy, a wspinaczka, mimo że męcząca, jest przyjemna. Po przejechaniu całej trasy Konrad stwierdził, że podjazdy były mniej męczące niż na Rychlebach. Spójrzmy na liczby:
- na Rychlebach podjazd ma długość 6.8 km i sumę przewyższeń 374 m
- pętka “Stronie Śląskie” ma podjazd o długości 8.3 km i 312 m przewyższeń
Faktycznie ta część Glacensisa jest trochę łatwiejsza jeżeli chodzi o wspinaczkę niż Rychleby. Mi tutejszy podjazd trochę się dłużył, ale może to kwestia kiepskiej formy.
Robię przystanek, żeby poczekać na Konrada. Okazuje się, że akurat w tym miejscu pętle Rudka i Stronie Śląskie rozdzielają się. Dowiaduję się o tym, niestety, od localesa, a nie z oznaczeń tras. Można to jednak póki co wybaczyć zarządzającym trasami, bo tylko pierwsza z nich jest oficjalnie otwarta. Przyszła pora na zmotywowanie Konrada do przejechania większej pętli. “Rudka” bowiem liczy sobie 7.3 km, a “Stronie Śląskie” ma ich 24. Jak już wiecie ruszyliśmy na dłuższą z nich, chyba głównie dzięki temu, że Konrad liczył na wyżerkę po drodze.
I w dół

Zaczęliśmy od krótkiego zjazdu zakrętami 180 st. Przez najbliższych parę kilometrów zdarzyły się jeszcze lekkie, naprawdę lekkie, i krótkie zjazdy, ale generalnie pięliśmy się w górę. Jeszcze krótki postój – w przypadku Konrada leżenie – na łączce z pięknym widokiem, przejazd przez las, z kolejnym wylegiwaniem się i zaczynają się zjazdy!
Obawiałem się, że nie doczekam tego momentu, a jak wreszcie będziemy jechać w dół, to po trasach o minimalnym nachyleniu, bez ciekawszych elementów. Na szczęście myliłem się. Na zjazdach pokonywaliśmy różnego rodzaje zakręty, były miejsca do pompowania, a wyskoczyć pewnie też się da (ja niestety póki co trzymam się gruntu). Nachylenie pozwalało nabrać prędkości, ale nie takiej, która może przerażać, a takiej, przy której po prostu można się dobrze bawić. Grys na pętli “Stronie Śląskie” był jeszcze luźny, co na pewno zmieni się po oficjalnym otwarciu, bo gdy wróciliśmy na “Rudkę” i tam zjeżdżaliśmy podłoże było ubite i rowery dobrze się go trzymały.
Po zakończeniu zjazdów mapa prowadziła nas przez środek miasta do miejsca, gdzie trasy mają swój początek. My jednak wykombinowaliśmy dojazd do “Rudki”, z czego byliśmy bardzo zadowoleni. Jednak tylko na mapie wyglądało to tak fajnie. Czekały nas 2 strome podjazdy, z którymi Konrad postanowił spędzić więcej czasu. Ostatecznie wjechaliśmy na “Rudkę”, zaliczyliśmy krótki, ale przyjemny zjazd i dotarliśmy do miejsca skąd wyruszyliśmy.
Jeżeli komuś zależy na jak najmniejszej ilości podjazdów, to najlepszym rozwiązaniem jest chyba rozpoczęcie z Przełęczy Puchaczówka koło Siennej. Wtedy jednak trzeba wrócić jadąc asfaltową, ruchliwą drogą, która siłą rzeczy musi wieść pod górę. Ale suma przewyższeń jest trochę mniejsza. A najlepiej zorganizować sobie transport autem ze Stroni Śląskich.
Dla kogo zbudowano pętlę “Stronie Śląskie”
To pytanie męczyło mnie od pierwszego zjazdu, bo wspinaczka daje w kość, a jazda w dół, choć przyjemna, to dla mnie nie aż tak bardzo jak na Rychlebach. Z odpowiedzią pośpieszył mi na szczęście Konrad, który uznał, że właśnie nie tak ekstremalne zjazdy bardzo mu się podobają.
Pętle te zbudowano dla osób, które mają jako taką kondycję i potrafią płynnie zjeżdżać, ale nie szukają mocnych wrażeń na rowerze. Jest to też dobre miejsce na trening wytrzymałościowy o wysokiej intensywności. Trasy te to coś między płaskim Smrkiem, a trudniejszymi Rychlebskimi Ścieżkami.
Najlepiej na trasach przy Stroniach Śląskich sprawdzą się fulle i hardtaile XC. Na tych drugich czasami nierówności dają w kość (dokładniej to w ogonową), ale nie ma przeszkód, które sprawiły by problemy. Z kolei na fullach typu trail/all-mountain i, tym bardziej, enduro mocno zmęczycie się na podjazdach i tylko w ułamku wykorzystacie ich możliwości na zjazdach.
Nie jeździłem jeszcze na innych trasach Singletrack Glacensis, ale sądząc po filmach, to mają bardzo podobny, zabawowy charakter.
Słów kilka o Singletrack Glacensis
Jest to sieć tras rowerowych położonych w 7 gminach Dolnego Śląska. W sumie będzie tego 130 km, więc jest to bardzo ciekawa opcja spędzenia kilku dni w siodle. W 2020 r. można spodziewać się startu strony internetowej tego projektu, na której pewnie będzie można znaleźć np. noclegi czy pobliskie atrakcje turystyczne.
A jeżeli tak jak ja zastanawiacie się skąd wzięła się nazwa, to ziemia kłodzka była nazywana kiedyś terra glacensis. Nie żebym sam był taki mądry. Tak mi napisał ktoś z twórców projektu, kto akurat nie jeździł na rowerze.